sobota, 4 stycznia 2014

To co zaczęliśmy, musimy kiedyś skończyć.

6 miesięcy później

W Polsce jest zdecydowanie cieplej. Zacznijmy od tego, że w Polsce w ogólne nie ma śniegu. Wiosna przyszła szybciej niż się tego wszyscy spodziewali.
Ulice Dortmundu były pokryte białym, śnieżnym puchem. Gdy siedziałam w domu i patrzyłam przez okno wyglądało to przepięknie. Jednak, gdy codziennie rano wychodziłam do szkoły, czy na popołudniowy trening mróz i brzydka pogoda dawały siwe znaki.
- Karolina do tablicy.- moje rozmyślania dobiegły końca. Przecież ten dzień nie mógł być, aż tak cudowny.
- Yyyy… ale.- niezręcznie wstałam z krzesełka.
- Ale proszę pani Karolina ma dzisiaj numerek niepytany!- odezwał się jakiś głos z tyłu klasy. Martin.
- Ach tak panie Reus.- nauczycielka bacznie zmierzyła go wzrokiem.- W takim razie pana zapraszam do tablicy.
Moje oczy powędrowały na ostatnią ławkę przy ścianie. W duszy dziękowałam mu, że mi przypomniał o tym numerku, ale w ten sposób sam się wkopał. Posłałam do niego swój najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać.
Martin niepewnym krokiem podszedł do tablicy. Zola- bo tak nazywaliśmy naszą nauczycielkę od matematyki. Podała Martinowi jakąś kartkę z zadaniami. Szczerze mu współczułam, w myślach modliłam się, aby dostał dobrą ocenę.
Martin Reus. Kuzyn Marco Reus’a. Od urodzenia mieszkał w Dortmundzie. Jego rodzice są Polakami i 20 lat temu przyjechali do Niemczech. Od dziecka uczyli go języka polskiego, zapragnęli również, aby uczył się po polsku, polskiej historii w polskiej szkole… Byli bardzo do siebie podobni. Poznałam ich jeszcze na wakacjach, gdy przyjechałam do Dortmundu. Od razu ich polubiłam. Ten błysk w oku i rozwalające poczucie humoru. Oczywiści Przemek był zazdrosny ale sam zaprzyjaźnił się z Martinem.
Końcówka wakacji była niesamowita. Jeszcze rok temu nawet nie pomyślałabym, że poznam całą drużynę Borussii. Do najlepszego trenera na świecie będę mówić wujku, zamieszkam z Przemkiem w domu Piszczka, będę kapitanem vicemistrzyń Niemczech… nigdy nie pomyślałabym, że będę szczęśliwa…


Ehhh… no to koniec. Stwierdzam, że byłam najgorszą autorką bloga. Moje rozdziały może były fajne, może prawie świetne, ale nie dodawałam ich systematycznie…. DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE, ZA KAŻDE WEJŚCIE NA MOJEGO BLOGA, ZA WSZYSTKO… W mojej głowie pojawiła się kolejna ciekawa historia o piłkarzach z BvB. Niedługo ją będziecie czytać, a przynajmniej mam taką nadzieję  No to cześć!!


piątek, 3 stycznia 2014

Love me…

Tak jak całuje Przemek to chyba nawet Brad Pitt nie potrafi. On jest jedyny na świecie…. Ledwo zjadłam tą szarlotkę, oczywiście z drobną pomocą Przemka. Po przyjemnym lanchu poszliśmy na długi spacer po Krakowie. Sukiennice znaliśmy jak własne kieszenie. Ale ten spacer nie przypominał, żadnego innego bo był wyjątkowy i byliśmy razem. Przemek na dowód swojej miłości do mnie na jednym ze straganów kupił dwie bransoletki. Dla mnie czerwoną, na malutkiej blaszce był wyryty napis: love natomiast dla siebie wziął niebieską i napisem: me. Love me… Wtedy pomyślałam, że mam duże szczęście, mając go u boku.
- Patrz!- oderwałam oczy od prezentu i zauważyłam swoją mamę z jakimś obcym facetem.
- Nie bądź zazdrosna masz mnie.- spojrzał na mnie letko śmiejąc się.
- Wiem… Ale myślisz, że to jest jej nowy… no wiesz.- z Krakowa wszystko znikło. Widziałam tylko moją matkę i jego, obcego faceta.
- Nie miej do niej pretensji. Chce sobie życie poukładać. Jak ty wyjedziesz ona zostanie kompletnie sama.- wreszcie powiedział coś z sensem.
- Ciekawe kto to jest co nie?- wszystko co dotyczy mojej rodziny jest ciekawe i zawsze będzie mnie interesowało.
- Karolina daj spokój. To jest nasz dzień i nie spędzimy go śledząc twojej matki.- nie zdążyłam o tym pomyśleć a on już z tego zrezygnował.
- No wiem, wiem…- trochę posmutniałam.
Usiedliśmy na ławce. Obserwowaliśmy co się dookoła dzieje. Każdy gdzieś pędzi, śpieszy się. A my stoimy w miejscu i się temu przyglądamy. Co by było gdyby każdy na chwilę się zatrzymał, zapomniał o swoich problemach, usiadł i popatrzył…
Przemek pobiegł do najbliższego sklepiku aby kupić wodę do picia i jakąś bułkę dla gołębi. Siedziałam sama na ławce. Niepewnym krokiem podszedł do mnie nim. Buzię miał całą pomalowaną na biało tylko usta szerokie i czerwone. Jego strój cały był: biało-czarno-czerwony. Na twarzy malowały mu się różne, śmieszne i dziwne miny. W pewnym momencie zaczął się poruszać do piosenki ,,Ona tu jest i tańczy dla mnie’’. Bardzo mnie to rozbawiło. Ni skąd ni z owąd nadbiegł Przemek.
- Ona jest ze mną.- widząc mnie szczęśliwą odprawił klauna z kwitkiem.
- Ej nic mi nie robił!- zwróciłam mu uwagę.
- Wiesz, że jestem chorobliwie zazdrosny nawet o klauna.- przyznał to jak mało jaki facet.
- Ale to nie był klaun tylko nim i był bardzo miły.- stwierdziłam. Złożyłam rękę na rękę.
- Jak chcesz to mogę być takim nimem. Specjalnie dla ciebie.- uśmiechnął się. Zaczął robić głupie miny w kierunku mojej twarzy i nadzwyczajnie na świecie pocałował mnie.
- Nie przypominasz nima ale z pewnością lepiej od niego całujesz.
- Haha wiem.- zaśmiał się i szeroko uśmiechną się do mnie. Wyjął z torby aparat fotograficzny.
- Co robisz?- krzyknęłam.
- Uwieczniam tą piękną chwilę.- odgarnął mi włosy z twarzy, poczułam jego delikatny dotyk dłoni.- Wystarczy, że się będziesz uśmiechać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział krótki no ale ważne, że jest. Dziękuję Natalii, która skłoniła mnie do dokończenia tego co zaczęłam <33