Boże… gdzie ja jestem? Aha to moje łóżko, mój pokój… ałaa moja głowa. Ku mojemu zdziwieniu miałam na sobie dużą męską koszulę, nie pamiętam abym się przebierała. Zegarek wskazywał dwunastą. Powoli wstałam z łóżka, czułam okropny ból głowy, który nie dawał mi spokoju. Nawet nie przyglądałam się w lusterku tylko zeszłam do kuchni po wodę. Przez mój dom chyba przeszedł huragan, poduszki leżały na podłodze, chipsy i paluszki porozrzucane a butelki po piwie były tam gdzie tylko się spojrzy. Czekało nas długie popołudnie… Przy stole siedział już Piszczek i Lewy.
- Hejjj…- przywitałam się. Wyglądali nie lepiej niż ja.
- Cześć… - odpowiedzieli w tym samym momencie. Piszczek bez proszenia podał mi butelkę wody, jak on mnie dobrze znał.
- Wiecie, że musimy to ogarnąć.- spojrzałam na nich a potem skierowałam wzrok na bałagan.
- Nie załamuj mnie…- Lewy spuścił głowę i letko walnął się w stół.
- A może kolejna impreza?- nie no Łukasz potrafi zaskoczyć człowieka, on to ma twardą głowę. Lewy tylko zerknął na niego ze zdziwieniem a ja się zaśmiałam.
- Piszczek ty się dobrze czujesz?- ktoś się wtrącił do naszej rozmowy, to była Ania, schodziła po schodach.
- Nie ten alkohol mi zaszkodził ale i tak go kocham…- odpowiedział z intrygującym uśmieszkiem. Ania oparła się o Roberta.
- Macie coś do picia ?- zapytała się. Łukasz bez żadnej odpowiedzi podał jej butelkę.
Taka fajna impreza i takie nieznośnie skutki uboczne jak kac i ból głowy. Teraz wiem co czuł Lewy… Jedyne pytanie jakie narzuca mi się na myśl to: czy było warto tak się wygłupiać? Odpowiedź jest łatwa i prosta: tak. Było po prostu super. Mogłabym to powtórzyć ale za jakiś czas.
- Ej widzieliście Kamila i Elizę?- mój brat tylko nas sobie przedstawił a potem znikli mi z oczu.- Znaczy się Luizę…- z tego wszystkiego nawet imiona sobie pomyliłam.
- Kamila i kogo??- i tak nie zauważali tej pomyłki. Kamil chyba nie przedstawił im swojej wybranki serca.
- Luizy, jego dziewczyny.- odpowiedziałam im. Zaskoczyłam ich tą wiadomością
- Ładna jest?- pierwsze pytanie Łukasza, jemu chyba naprawdę alkohol szkodzi. Obrzuciłam go obojętnym spojrzeniem.
- Łukasz opanuj się…- w odpowiedzi wyręczył mnie Robert.- Kamil jest u siebie a ta Luiza to chyba też bo nad ranem słyszałem jakieś śmieszki.- i wszystko było jasne. Musiałam sobie poprawić koszulkę była na mnie stanowczo za duża
- Ty Karolina skąd masz moją koszulkę z Nike?!- nagle naskoczył na mnie Łukasz.
- Nie wiem, obudziłam się w niej.- sama się nad tym zastanawiałam.
- Nie ważne sorry, że tak na ciebie naskoczyłem. Ty masz moją koszulkę a ja twoją sukienkę w pokoju. He, He.- zamurowało mnie, tak szybko mnie przeprosił.
- Spoko… Nie wiem co ja wczoraj robiłam, film mi się urwał.- bez potrzeby nie warto się na kogoś obrażać, .- Ja idę na górę, muszę się jeszcze chociaż na chwilę położyć.- wstałam od stołu do ręki chwyciłam butelkę wody i poszłam na górę.- To coś potem ogarniemy.- zatrzymałam się w połowie drogi i wskazałam palcem na salon, który nie przypominał naszego dawnego salonu… Na razie marzyłam tylko o tym, aby zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim, odpłynąć w krainę snów. Musiałam odespać noc. Skoczyłam na moje łóżko, okryłam się cieplutką kołdrą i zasnęłam jak małe dziecko.
***
- Karolina… Karolina obudź się!- męski głos niezwłocznie próbował mnie obudzić. Dotykał mojej twarzy i włosów, delikatnie mnie głaskał. Przetarłam oczy i powoli opuszczałam krainę snu. Przed moim łóżkiem klęczał Przemek. Wyglądał o niebo lepiej niż ja, z pewnością zdążył wziąć prysznic i się ogarnąć. Nie to co ja…
- Przemek jak fajnie, że jesteś…- przetarłam oczy i chwyciłam go za dłoń.
- Musimy iść na dół sprzątać.- trochę zrzedła mi mina, że w takim celu do mnie przyszedł ale przynajmniej nam pomoże.
- Ale mi się nie chce… Wiesz jak nam dużo to czasu zajmie?- wolałabym zostać w moim łóżku.
- Tak, całe popołudnie ale mamy dużą ekipę.- odpowiedział mi i pociągnął za rękę abym wstawała.- Wszyscy na nas czekają. No chodź…
- Wszyscy to znaczy kto??
- No Piszczek, Lewy, Kuba, Anka i Agata. A i jeszcze Kamil i Luiza. Jest nas 9 damy sobie radę.- aby bardziej mnie zachęcić spojrzał na mnie swoimi dużymi oczami, działały na mnie jak afrodyzjak.
- No dobra już idę. Tylko ubiorę się w jakieś dresy…
- Ok. ale szybko. Będę na dole… - Przemek poszedł do salonu a ja wygrzebałam z szafy swoje ulubione szare dresy i ubrałam się w nie. Po drodze jeszcze poszłam do łazienki, musiałam rozczesać włosy, co nie było takie łatwe i umyć twarz zimną wodą. Schodząc po schodach jak nigdy trzymałam się poręczy. Półtora piwa to chyba jeszcze za dużo jak na moją słabą głowę. Czułam się jakby ktoś mną trząsł. Domownicy chyba nie chcieli na mnie czekać i sami wzięli się do pracy.
- Ooo… nareszcie nasz księżniczka wstała!- Kamil chodź był odwrócony do mnie plecami zauważył moje ciało w odbiciu lustra. Wszyscy spojrzeli na mnie ale zaraz potem wrócili do swojej pracy.
- Kamil tylko nie krzycz… błagam. Łeb mi pęka.- położyłam rękę na czole i usiadłam przy stole.
- Ha, ha ha! Teraz to ja się śmieję, wiesz co oznacza kac.- Lewy musiał się odgryźć, jak przez mgłę pamiętam jak ja go wtedy drażniłam.
- Karolina chodź mi pomóc.- zawołał mnie Przemek. Musiałam przytrzymać worek na szklane butelki po piwie. On chyba miał na mnie największy wpływ.
- Już idę… - wzięłam jeszcze łyk wody i poszłam mu pomóc. Ja i Przemek zbieraliśmy wszystkie butelki. Gdy mi się wydawało, że już wszystkie zebrałam w jakimś zakamarku kryła się jeszcze jedna, było ich bez liku. Lewy i Anka zbierali różne papierki. Kuba i Agata poprawiali zasłony, ściągali balony i serpentyny z sufitu. Kamil i Luiza zamiatali podłogę a Piszczek mył szklane blaty stołów, w kuchni i w salonie. Pracy było dużo ale też ludzi była niezła grupka. Bardzo nie chciało mi się sprzątać, trochę wyręczałam się Przemkiem. Ulegał mojemu uśmiechowi. Jednym zdaniem obijałam się… Poszło nam to szybciej niż mi się wydawało. Nie zrobiłam wprawdzie dużo ale i tak się zmęczyłam. Nareszcie skończyliśmy… Usiedliśmy w kuchni przy stole, wszyscy chwycili wodę i zaczęli pić jakby byli na pustyni.
- Nie wieże, że to posprzątaliśmy.- powiedziałam aby zabić ciszę.
- He He. Siostra ty się bardziej opierzałaś.- szczery aż do bólu. Luiza szturchnęła go i popatrzyła się na niego surowym wzrokiem. Od razu przestał się śmiać.
- My idziemy na górę…- rzucił Przemek. Podał mi dłoń, ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Co on znów knuje? Nikt się nie sprzeciwiał. Po kilku sekundach byliśmy już w moim pokoju. Siedzieliśmy na łóżku, oparci o ścianę, wtuleni w siebie. Nasze ręce nie rozstawały się.
- Przemuś co cię tak naszło, żebyśmy byli sami?- zapytałam się.
- ehh… Tak jakoś.- nie wiedział co powiedzieć. W jego głosie wyczułam delikatne spięcie.
- Ty wczoraj mnie zaniosłeś do łóżka, prawda?
- Tak… a co?
- Jakim cudem miałam na sobie koszulkę Piszczka a moja sukienka jest w u niego w pokoju?
- Ha, ha, ha. Nie pamiętasz?
- Nieee… powiedz.
- Ha ha ha!- dostał poduszką ode mnie.- Jak wczoraj cię prowadziłem. Nie chcący pomyliliśmy pokoje. Ty byłaś trochę pijana i bardzo zaspana, nie zorientowałaś i wyciągałaś z szafki tą koszulkę a sukienkę tam zostawiłaś. Ha ha ha!
- Daj mi się pośmiać z siebie i powiedz co dalej!- znów dostał poduszką.
- Gdy przyszedłem cię pocałować na dobranoc, zaświeciłem światło i wtedy zorientowałem się, że jesteśmy w niewłaściwym pokoju. Nie wiedziałaś co się dzieje i nie chciałaś iść. Uparłaś się, żeby tam zostać. Wtedy wziąłem cię na ręce i zaniosłem do twojej sypialni. Ale ty na serio nic nie pamiętasz?- podniósł się i popatrzył mi się w oczy.
- Kompletna pustka. Ha, ha, ha jestem prze talent…- jakie szczęście, że był przy mnie Przemek.
- Właśnie za to cię lubię…
- Za co ?!
- Za to, że potrafisz się śmiać z siebie. Uwielbiam cię…- nasze usta się spotkały. Utopiłam się w głębokim pocałunku. Jego duże brązowe oczy spoglądały na mnie z ciekawością i z irytacją. Kocham go… Było tak cudownie i… zadzwonił telefon Przemka.
- Przepraszam…- szepnął mi do ucha i sięgnął do kieszeni po komórkę. Nie przysłuchiwałam się tej rozmowie ale z pojedynczych słówek mojego chłopaka mogłam się spodziewać, że mnie opuści.
- Co jest? Coś się stało?
- Kurde… muszę wracać. Niespodziewany trening. Trener zwołuję chłopaków. Mają być jacyś prezesi z lepszych klubów piłkarskich.- odpowiedział. Po jego głosie poznałam, że nie ma ochoty grać i wolałby zostać ze mną.
- Nigdzie nie idę, zostaję z tobą.- takiego protestu się nie spodziewałam.
- Idź to może być dla ciebie duża szansa. Pamiętasz? Sam tak mówiłeś.
- Tak wiem… ale ja dużo tam nie zrobię, mam kaca. Nogi mi się plączą.- no i drugi telefon tym razem to był Filip.- Chyba wychodzi na to, że jak nie przyjdę to dostanę niezłego kopa od Filipa.
- No widzisz…
- No dobra lecę, pa.- wstał z łóżka i był już na progu, gdy postanowił się wrócić.
- Czegoś zapomniałem…- podszedł do mnie i ostatni raz, na pożegnanie pocałował mnie.
Masz do mnie pytanie? Zadaj mi je: http://ask.fm/klaudiaheeeyy Jesteście cudowni mam ponad dwa tysiące wejść, to nie jest za dużo ale i tak się cieszę. Czekam na komentarze ♥...:)...:D
Świetny jak zawsze! :3
OdpowiedzUsuńCzekam już na nn!
Pozdrawiam ciepło :)